wtorek, 12 stycznia 2016

Siedem grzechów głównych pielęgnacji (moich) włosów


Włosów nie koloryzuję wyznając zasadę, że Natura wiedziała, co dla nas najlepsze i w jakim kolorze jest nam najkorzystniej. Nie prostuję. Dwóch spośród największych włosowych przewinień się nie dopuszczam. Nie znaczy to jednak, ze wszystko, co robię z moimi włosami jest wzorem właściwej pielęgnacji. Jak każdy z nas mam swoje grzechy na sumieniu, których ciężko mi się wyzbyć...

1. Suszarka

 To chyba mój największy możliwy grzech. Moje włosy szybko się przetłuszczają, a ja sama nie jestem w stanie wyjść z domu z tłustymi włosami. Czuję się wtedy, jakbym nie wzięła prysznica. Codziennie rano katuję moje włosy suszeniem- staram się co prawda, żeby suszyć je głównie zimnym nawiewem, zgodnie z kierunkiem wzrostu (żeby nie "puszyć" łusek włosa), ale przyznaję, że bez suszarki ciężko mi się obejść. Zwłaszcza, że moje włosy- czy to na silikonowej pielęgnacji (SLS-owo- silikonowej, do bólu drogeryjnej-bo tego używałam za czasów liceum) czy na bez SLS-owej i raczej bezsilikonowej są przyklapnięte do bólu. Mój włos, pomimo tego, że jest cienki, jest też dosyć ciężki, łatwo przetłuszcza, jest idealnie prosty- po rozpuszczeniu koczka i przeczesaniu włosów i odczekaniu chwili włosy są proste. Kiedyś próbowałam układać włosy na szczotce- bez rezultatu (poza zniszczeniem końcówek ciepłym powietrzem suszarki). Działania lokówką- utrzymują się 2-3h (i jeszcze bardziej zniszczone końcówki). Suszenie włosów to szybki sposób na nadanie chociaż odrobiny objętości moim włosom. 

Moja suszarka to już dość stara suszarka Philipsa- ma jednak trzy stopnie regulacji temperatury (zimny, ciepły i gorący- którego nigdy chyba nie użyłam) i dwa stopnie siły nawiewu. 2100W, Jonizacja. Dłuuugi profesjonalny kabel. Czego chcieć więcej? Ach- można chcieć więcej. Jest ona, pomimo praktycznie samych zalet, urządzeniem wielkim, które w mojej skromnej walizce zwykle zajmuje o wiele za dużo miejsca.... 


2. Spanie w rozpuszczonych włosach

Internet przestrzega: ubierz poduszkę w jedwabną poszewkę! Wiąż włosy do snu! Włosy się niszczą podczas snu! 
Cóż, zgadzam się z tym wszystkim, rzadko jednak pamiętam o zawiązywaniu włosów. Zwykle kładę się spać naprawdę zmęczona i zapominam o luźnym koczku. Poza tym moje włosy są tak delikatne, że nawet delikatne pociągnięcie sprawia, że wypadają (taka ich uroda...). Zdarzało mi się rano wyczesywać wyrwane za pomocą koczka włosy, co nie dzieje się (a z pewnością nie w takim nasileniu) gdy śpię w rozpuszczonych włosach. Coś za coś- bo ostatnio powrócił mój problem rozdwojonych końcówek, o którym zapomniałam na prawie rok. 

3. Rzadkie podcinanie końcówek

A już z pewnością nie u fryzjera- co się na mnie odbiło. Na fali entuzjazmu podcięłam włosy domowymi nożyczkami (co prawda mają przeznaczenie: tylko do włosów)- które okazały się nie dość ostre- co spowodowało natychmiastowo rozdwajanie. Jak wiadomo- człowiek uczy się na błędach. Jak będę więc miała choć odrobinę wolnych oszczędności- zakupię profesjonalne nożyczki. 
Jako drugi czynnik podejrzewam odżywkę Alterry- Aloes i Granat- która zawiera w składzie alkohol. Sądzę, że dopełniła ona dzieła. 

4. Brak systematyczności

O ile nauczyłam się nakładać odżywkę systematycznie (czego nie robiłam będąc w liceum i poprzestając na samym szamponie....)- i teraz nie wyobrażam sobie żeby moje włosy oczyścić samym szamponem, o tyle prowadzenie systematycznej diety jest dla mnie udręką.  Z trudem zmuszam się rano do zjedzenia tabletki witamin, a na sporządzanie zdrowych koktajli nie mam siły...Jem co popadnie. Jedynym wyjątkiem jest picie ziół- kocham ich smak ponad wszystko, nawet jeżeli są gorzkie. 

5. Ciągłe mechaniczne przetłuszczanie włosów

Zastanawiałam się, czy to nie jest grzech numer jeden. Bo o ile zdarzy mi się czasem wolny dzień, kiedy moje włosy mogą samodzielnie wyschnąć, i nie użyję suszarki, o tyle mam obsesję dotykania moich i tak już łatwo przetłuszczających się włosów. Przeczesuję je ręką, sprawdzam końcówki. To jakiś odruch, z którym staram się walczyć, towarzyszy mi jednak od dawna (zwłaszcza, kiedy jestem mocno zestresowana albo muszę się nad czymś mocno skupić). Tutaj jest pat- bo ciężko jest pokonać własne nawyki. 

6. Brak oczyszczenia

Wszystkie źródła krzyczą, żeby używać od czasu do czasu szamponu ze SLS, ponieważ trzeba je dokładnie oczyścić. Ja jednak w zachłyśnięciu się bez-SLS-ową pielęgnacją zapominam ciągle o tej zasadzie. Chociaż zwykły szampon jest tani, zawsze kupuję ten oparty na naturalnych środkach myjących. Nie jest to dobre, zwłaszcza, że stosuję od pewnego czasu serię Babuszki Agafii, która zawiera wosk pszczeli w składzie. Wydaje mi się więc, że wypadało by czasem dokładnie oczyścić włosy i skórę głowy, o czym ciągle zapominam...

7. Zdarza mi się przesadzać z kosmetykami

O ile w życiu (chyba że mowa o moich sądach) rzadko przesadzam, chodzenie po drogeriach i buszowanie na półkach z naturalnymi kosmetykami do włosów jest moją osobistą obsesją. Nierzadko kończy się to zostawieniem kolejnych kilku złotych w drogeryjnej lub aptecznej kasie. Półka moich kosmetyków rośnie, apteczka i zapas ziół- rosną....a ja ciągle szukam. Zdarza mi się przesadzić nie tylko z kupowaniem, ale i używaniem- nie raz zafundowałam sobie strączkowanie włosów czy ich przeproteinowanie. Ostrożniej więc- po długotrwałym włosomaniactwie należy działać (wbrew pozorom) ostrożniej, bo "syte włosy" trudniej zadowolić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz