środa, 3 lutego 2016

Na studencki budżet: ZIAJA: maska intensywna odbudowa


To dobra maska w bardzo dobrej cenie. Nie ma co owijać w bawełnę.
To chyba kolejny dowód na to, że prostota zawsze jest w cenie; proste opakowanie, prosta szata graficzna, niezły skład. Prosta cena: 7 zł. 
I dobre działanie.

Doprawdy, dziękuję marce Ziaja za proste opakowanie, z którego można wydobyć całą zawartość produktu bez zbędnego użycia siły :) 

Na opakowaniu producent podaje, że w masce zawarte są ceramidy i prowitamina b5. 

Jak podaje Wikipedia, ceramidy to organiczne związki chemiczne z grupy lipidów obecne w warstwie rogowej naskórka. Lipidy natomiast to występujące w naturze związki chemiczne takie jak tłuszcze czy woski (i inne); nie są to natomiast wyłącznie tłuszcze! Ceramidy decydują o elastyczności, zapobiegają utracie wody. 
W składzie wspomnianej maski, po podstawowej bazie, silikonie, który tworzy wygładzającą bazę, oraz wspomagającym rozczesywanie behentrimonium chloride (o którym niestety nie naczytałam się niczego dobrego...), emoliencie i naturalnym polimerze mamy ciekawe składniki:

-> panthenol czyli prowitamina B5- tej pani nie trzeba chyba nikomu przedstawiać; humektant który łatwo wnika w skórę i przekształca się w kwas pantotenowy (o dobrym działaniu Calcium Panthotenicum pewnie czytałyście...)

-> gama ceramidów: Ceramide 3, 6 II, 1

-> koncycjonujący lipid- phytosphingosine

-> cholesterol- pozyskiwany z lanoliny. Emolient, który zapobiega utracie wilgoci


Jak widać jest to mocno emolientowa maska. Ma dość chemiczny, słodki zapach (który nie jest drażniący w aplikacji). Producent zaleca trzymanie maski na głowie przez 3-5 minut, ja zwykle wydłużam ten czas do 10 minut; maski natomiast nie używam codziennie a 2-3 razy w tygodniu, ponieważ na dłuższą metę może obciążać i przyspieszać przetłuszczanie. Przed jej użyciem umyłam włosy szamponem do włosów suchych Fitomedu (który jest moim absolutnym hitem jeśli chodzi o szampony- ale o tym jeszcze napiszę). Oto efekty użycia maski Ziaja: 



niedziela, 31 stycznia 2016

3 tygodnie z wcierką Jantar- efekty


Jantar to był kosmetyk, który chciałam przetestować, zachęcona pozytywnymi opiniami na Wizażu. Niska cena i spora dostępność (ostatnio spotkałam go nawet w Biedronce za 8,99) zadecydowały o tym, że Jantar wylądował na mojej głowie. 

Zaletą tego produktu jest opakowanie- w przeciwieństwie do większości wcierek, które sprzedawane są w szklanych ampułkach tutaj mamy szklaną buteleczkę z kroplomierzem. Co prawda kroplomierz jest okropnie nieporęczny przy aplikacji, ale łatwo można do niego włożyć szklaną pipetę i dzięki niej aplikować na skalp. W roli pipety używałam szklanego zakraplacza do oczu który kupiłam w aptece za ok. 2 zł. 

Zapach nie jest drażniący, koloński. Niejeden kosmetyk do włosów pachnie o wiele gorzej. Do tego zdążyłam się szybko przyzwyczaić (a nawet go polubić) przez trzy tygodnie. Konsystencja jest oczywiście wodnista, ale dość ciężka- moje włosy Jantar przetłuszczał, więc stosowałam go wieczorem przed pójściem spać, a rano myłam włosy (niestety, muszę to robić codziennie, pomimo nadludzkich wysiłków by ograniczyć przetłuszczanie). 

EFEKTY

Wcierkę stosowałam równo przez trzy tygodnie, nie opuszczając ani jednego dnia, stosując go dokładnie na skalp. Aplikacja trwa nie dłużej niż pięć minut (metoda aplikacji na przedziałki), później jeszcze kilka minut masowałam delikatnie skórę głowy. Myślałam że prędko mnie zmęczy mozolne wcieranie preparatu w głowę, jednak nie jest to tak pracochłonne i męczące na jakie wyglądało na pierwszy rzut oka. 

1. Wypadanie. Najbardziej widocznym u mnie efektem było zmniejszone wypadanie- już po niewiele ponad tygodniu wypadanie ograniczyło się do 2-4 włosów przy myciu. Później jeszcze 2-3 na szczotce i to tyle, jeśli chodzi o wypadanie. Bajka w porównaniu z tym, co potrafił mi nieraz zafundować mój organizm. Niestety kończę kurację Jantarem w dość niefortunnych okolicznościach- podczas infekcji i antybiotykoterapii; zaobserwowałam więc w związku z tym ZNÓW zwiększone wypadanie. Uważam jednak, że to nic dziwnego; jestem bardzo osłabiona i niedoboru składników odżywczych w organizmie nie przeskoczę wcierając coś w skórę głowy.... Dopóki jednak stosowałam Jantar i czułam się świetnie, włosy trzymały się mojej głowy nad wyraz dobrze i to jest dla mnie efekt numer 1 tego preparatu :)

2. Wzrost. Drugim efektem, który wg mnie nie jest do końca jedynie zasługą wcierki (od czasu do czasu pijam skrzypokrzywę lub sok z pokrzywy) jest bardzo zauważalny wzrost włosów. Włosy, co widać zaskakująco dobrze na zdjęciach, urosły o ok.4 cm. To bardzo dużo dla mnie jak na tak krótki czas i ten wynik bardzo mnie zadowolił! :)

po lewej- po pierwszym tygodniu wcierania; po prawej- po trzech tygodniach

3. Babyhair. Niestety, tutaj efekt był najmniej piorunujący, ale to chyba ze względu na to, że malutkie włoski w kółko panoszą się nad moim czołem. Mam dość gęste, ale jednocześnie też potwornie cieniutkie włosy, co daje w efekcie niezbyt gruby kucyk i kiepską objętość. Mimo to mam wrażenie, że przybyło mi baby hair w okolicach szyi (niestety nie mam zdjęcia przed i po- więc mogę Wam tylko napisać o moich subiektywnych odczuciach). Można wyczuć palcami małe włoski wyrastające pomiędzy długimi włosami, ale nie wiem, czy nie jest to...autosugestia. Nad czołem wyrastają malutkie włoski (jak zawsze), a te całkiem malutkie (1-2 cm) są tak jasne i cieniutkie, że ciężko je zauważyć, a tym bardziej sensownie sfotografować, nie mówiąc już o tym, że nie jestem pewna, czy to zasługa Jantaru...

Jantar mnie nie uczulił ani nie spowodował podrażnienia skóry głowy (choć jestem alergikiem). 

Podsumowując- Jantar szkody nam raczej nie wyrządzi; jest stosunkowo tani (buteleczka na zdjęciu pokazuje, ile zostało mi Jantaru po trzech tygodniach używania). Musimy tylko być cierpliwe i systematyczne. Efekt jest jak najbardziej godny polecenia- ja z pewnością wrócę do tej wcierki po tygodniu zalecanej przez producenta przerwy :) 

wtorek, 26 stycznia 2016

Tangle Teezer & Invisibobble- hit czy kit?



Są takie produkty, które od razu chcemy mieć zaraz po zobaczeniu reklamy. W przypadku włosomaniaczek- takimi produktami mogą być te dwa, które opanowały większość polskich drogerii: szczotka TT i gumka Invisibobble. 

Szał na te produkty ogarnął internet. Czy słusznie?

Mojego TT nabyłam kiedyś w hebe. Dlaczego? Z zazdrości. Widziałam go co prawda u kilku dziewczyn, ale żarzący się napis "must have" pojawił się w mojej głowie dopiero po tym, jak znajoma dała mi się nim uczesać. Następnego dnia pobiegłam więc do Hebe żeby dopaść własną szczotkę i cieszyłam się nią jak dziecko. 

"To wygląda jak zgrzebło do czesania konia"- skomentował mój ojciec. 

Coś w tym chyba jest. Postanowiłam zebrać więc do kupy wady i zalety tej szczotki.

+ z pewnością mniej szarpie włosy, szybciej i delikatniej je rozczesuje za sprawą specjalnego ułożenia kolców szczotki

+ nie elektryzuje włosów tak bardzo jak zwykłe, tanie szczotki do włosów

+ jest leciutki

+ otwiera się

+ można go umyć bez obaw

+ kolce szczotki są na tyle miękkie, że przejechanie nimi po głowie nie jest nieprzyjemne (i niemożliwym jest dokonanie śmiertelnego manewru przeczesania małżowiny ucha pomiędzy zębami grzebienia- dokonałam tego przypadkowo kilka razy w życiu i za każdym razem nie obyło się bez soczystego epitetu)

+ bardzo dobrze zbiera się nim włosy- np. w gładki ścisły kucyk

- na początku w ogóle nie potrafiłam go utrzymać. Pomijając fakt, że trzymałam go źle (odwrotnie), to ciągle wypadał mi z ręki i lądował na podłodze. Irytująca sprawa, ale z czasem się przyzwyczajamy.

- z jednej strony ułożenie kolców jest jego zaletą, z drugiej- ogromną wadą. Jak wiadomo, brudny grzebień czy szczotka rozprowadzają tylko brud po włosach, więc szczotkę należy utrzymywać w czystości. Niestety- pomiędzy kolce dostaje się (bardzo szybko) kurz i brud, a wyplątywanie włosów jest udręką (dopóki nie zrobi się tego np. wsuwką do włosów)

- wersja oryginalna zajmuje dosyć dużo miejsca; z pewnością DUŻO więcej niż pospolity grzebyczek

- problem niszczenia włosów- nie jestem w stanie potwierdzić tego w stu procentach, ale odnoszę wrażenie, że TT może jednak delikatnie uszkadzać włosy (z pewnością bardziej niż wypolerowany, drewniany, lakierowany grzebień); ta świadomość chyba najbardziej obrzydza mi ten produkt. Odkąd kupiłam TT zaczęłam zauważać rozdwajające się włosy- i to nie zawsze na końcu włosa, często końcówka jest w dobrym stanie, podczas gdy na 10-15 cm.....)

- cena- jak za szczotkę z plastiku- szału nie ma.... Na szczęście zdarzają się promocje.

Mimo swoich wad używam go, bo szybko się do niego przyzwyczaiłam.

Invisibobble- kolejny hit internetu

+ największa zaleta to fakt, że gumka delikatnie zaciska się na włosach i nie musimy ich tak mocno związywać jak w przypadku tradycyjnych gumek
+ całkiem porządnie trzyma fryzurę; 
+ wykonanie z tworzywa sztucznego ma tę zaletę, że gumka się nie brudzi- można śmiało związywać nią włosy z odżywką czy olejem
+ co za tym idzie- łatwo ją umyć
+ dzięki zalaniu wrzątkiem łatwo wraca do swojej pierwotnej "urody" :)

- wyrywa włosy przy nieumiejętnym ściąganiu; nie wiem, z czego to wynika, ale niejeden raz ściągam gumkę na której zostają moje włosy, co w przypadku tradycyjnych rzadziej się zdarzało
- średnio efektownie wygląda na włosach i nie jest zbyt estetyczna
- cena

Invisi używam głównie do chodzenia w maskach i olejach- do tego sprawdza się świetnie. Nie powala mnie jednak estetyka tego wynalazku i mimo wszystko doceniam tradycyjne gumki do włosów :) 

Jak widać, nie każda nowość, która szturmem zdobywa internet i sklepy ma same zalety. Warto jednak zastanowić się, czy nie lepiej pozostać przy dobrych, sprawdzonych rzeczach, a zaoszczędzone pieniądze wydać na... skrzypokrzywę :>

wtorek, 12 stycznia 2016

Siedem grzechów głównych pielęgnacji (moich) włosów


Włosów nie koloryzuję wyznając zasadę, że Natura wiedziała, co dla nas najlepsze i w jakim kolorze jest nam najkorzystniej. Nie prostuję. Dwóch spośród największych włosowych przewinień się nie dopuszczam. Nie znaczy to jednak, ze wszystko, co robię z moimi włosami jest wzorem właściwej pielęgnacji. Jak każdy z nas mam swoje grzechy na sumieniu, których ciężko mi się wyzbyć...

1. Suszarka

 To chyba mój największy możliwy grzech. Moje włosy szybko się przetłuszczają, a ja sama nie jestem w stanie wyjść z domu z tłustymi włosami. Czuję się wtedy, jakbym nie wzięła prysznica. Codziennie rano katuję moje włosy suszeniem- staram się co prawda, żeby suszyć je głównie zimnym nawiewem, zgodnie z kierunkiem wzrostu (żeby nie "puszyć" łusek włosa), ale przyznaję, że bez suszarki ciężko mi się obejść. Zwłaszcza, że moje włosy- czy to na silikonowej pielęgnacji (SLS-owo- silikonowej, do bólu drogeryjnej-bo tego używałam za czasów liceum) czy na bez SLS-owej i raczej bezsilikonowej są przyklapnięte do bólu. Mój włos, pomimo tego, że jest cienki, jest też dosyć ciężki, łatwo przetłuszcza, jest idealnie prosty- po rozpuszczeniu koczka i przeczesaniu włosów i odczekaniu chwili włosy są proste. Kiedyś próbowałam układać włosy na szczotce- bez rezultatu (poza zniszczeniem końcówek ciepłym powietrzem suszarki). Działania lokówką- utrzymują się 2-3h (i jeszcze bardziej zniszczone końcówki). Suszenie włosów to szybki sposób na nadanie chociaż odrobiny objętości moim włosom. 

Moja suszarka to już dość stara suszarka Philipsa- ma jednak trzy stopnie regulacji temperatury (zimny, ciepły i gorący- którego nigdy chyba nie użyłam) i dwa stopnie siły nawiewu. 2100W, Jonizacja. Dłuuugi profesjonalny kabel. Czego chcieć więcej? Ach- można chcieć więcej. Jest ona, pomimo praktycznie samych zalet, urządzeniem wielkim, które w mojej skromnej walizce zwykle zajmuje o wiele za dużo miejsca.... 


2. Spanie w rozpuszczonych włosach

Internet przestrzega: ubierz poduszkę w jedwabną poszewkę! Wiąż włosy do snu! Włosy się niszczą podczas snu! 
Cóż, zgadzam się z tym wszystkim, rzadko jednak pamiętam o zawiązywaniu włosów. Zwykle kładę się spać naprawdę zmęczona i zapominam o luźnym koczku. Poza tym moje włosy są tak delikatne, że nawet delikatne pociągnięcie sprawia, że wypadają (taka ich uroda...). Zdarzało mi się rano wyczesywać wyrwane za pomocą koczka włosy, co nie dzieje się (a z pewnością nie w takim nasileniu) gdy śpię w rozpuszczonych włosach. Coś za coś- bo ostatnio powrócił mój problem rozdwojonych końcówek, o którym zapomniałam na prawie rok. 

3. Rzadkie podcinanie końcówek

A już z pewnością nie u fryzjera- co się na mnie odbiło. Na fali entuzjazmu podcięłam włosy domowymi nożyczkami (co prawda mają przeznaczenie: tylko do włosów)- które okazały się nie dość ostre- co spowodowało natychmiastowo rozdwajanie. Jak wiadomo- człowiek uczy się na błędach. Jak będę więc miała choć odrobinę wolnych oszczędności- zakupię profesjonalne nożyczki. 
Jako drugi czynnik podejrzewam odżywkę Alterry- Aloes i Granat- która zawiera w składzie alkohol. Sądzę, że dopełniła ona dzieła. 

4. Brak systematyczności

O ile nauczyłam się nakładać odżywkę systematycznie (czego nie robiłam będąc w liceum i poprzestając na samym szamponie....)- i teraz nie wyobrażam sobie żeby moje włosy oczyścić samym szamponem, o tyle prowadzenie systematycznej diety jest dla mnie udręką.  Z trudem zmuszam się rano do zjedzenia tabletki witamin, a na sporządzanie zdrowych koktajli nie mam siły...Jem co popadnie. Jedynym wyjątkiem jest picie ziół- kocham ich smak ponad wszystko, nawet jeżeli są gorzkie. 

5. Ciągłe mechaniczne przetłuszczanie włosów

Zastanawiałam się, czy to nie jest grzech numer jeden. Bo o ile zdarzy mi się czasem wolny dzień, kiedy moje włosy mogą samodzielnie wyschnąć, i nie użyję suszarki, o tyle mam obsesję dotykania moich i tak już łatwo przetłuszczających się włosów. Przeczesuję je ręką, sprawdzam końcówki. To jakiś odruch, z którym staram się walczyć, towarzyszy mi jednak od dawna (zwłaszcza, kiedy jestem mocno zestresowana albo muszę się nad czymś mocno skupić). Tutaj jest pat- bo ciężko jest pokonać własne nawyki. 

6. Brak oczyszczenia

Wszystkie źródła krzyczą, żeby używać od czasu do czasu szamponu ze SLS, ponieważ trzeba je dokładnie oczyścić. Ja jednak w zachłyśnięciu się bez-SLS-ową pielęgnacją zapominam ciągle o tej zasadzie. Chociaż zwykły szampon jest tani, zawsze kupuję ten oparty na naturalnych środkach myjących. Nie jest to dobre, zwłaszcza, że stosuję od pewnego czasu serię Babuszki Agafii, która zawiera wosk pszczeli w składzie. Wydaje mi się więc, że wypadało by czasem dokładnie oczyścić włosy i skórę głowy, o czym ciągle zapominam...

7. Zdarza mi się przesadzać z kosmetykami

O ile w życiu (chyba że mowa o moich sądach) rzadko przesadzam, chodzenie po drogeriach i buszowanie na półkach z naturalnymi kosmetykami do włosów jest moją osobistą obsesją. Nierzadko kończy się to zostawieniem kolejnych kilku złotych w drogeryjnej lub aptecznej kasie. Półka moich kosmetyków rośnie, apteczka i zapas ziół- rosną....a ja ciągle szukam. Zdarza mi się przesadzić nie tylko z kupowaniem, ale i używaniem- nie raz zafundowałam sobie strączkowanie włosów czy ich przeproteinowanie. Ostrożniej więc- po długotrwałym włosomaniactwie należy działać (wbrew pozorom) ostrożniej, bo "syte włosy" trudniej zadowolić...

środa, 6 stycznia 2016

Szampon z laurowo-rozmarynowym kopniakiem

Przed ugotowaniem 
Rozmaryn zawiera wiele olejków eterycznych o czym nie trzeba nikogo przekonywać. Zawiera także kwasy tłuszczowe, potas, witaminę A, C, D, trochę witaminy B6 i magnezu. Ponad dwa razy więcej witaminy A, C, D, magnezu i dodatkowo jeszcze żelazo zawierają liście wawrzynu szlachetnego, czyli drzewka laurowego. Te dwie rośliny działają nie tylko nawilżająco, ale również bakteriobójczo i odświeżająco. O świetnych właściwościach lnu nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Działa przede wszystkim zmiękczająco, wygładzająco, nawilżająco. Nawilżające, powlekające działanie ma również kwiat lipy. Co z tego postanowiłam wyczarować? Podrasowany szampon ziołowy. 

Od pewnego czasu jestem szczęśliwą posiadaczką  doniczkowego drzewka laurowego i krzaku rozmarynu, więc nawet pomimo zimowej aury mam dostęp do świeżych listków laurowych i gałązek rozmarynu :)

A więc do rzeczy: w blaszanym garnuszku umieściłam trzy listki laurowe i dwie gałązki rozmarynu oraz ok. 3/4 szklanki wody. Dodałam jeszcze do tego jedną czubatą łyżeczkę złotego lnu (nie, to nie sezam) a w trakcie gotowania dorzuciłam dwie saszetki suszonego kwiatu lipy. Gotowałam to wszystko około 10-15 minut aż zmieniło swoją barwę na brązowo-czerwoną.
Gotowy wywar ziołowy zmieszany z
szamponem i olejkiem

Wygląd mikstury to nie wygląd który by urzekał  swoim pięknem, ale wielbicielki ziołowych zapachów będą zadowolone. Letni wywar, (z uwagi na len w składzie zmienia swoją konsystencję) przelałam do pustej butelki po szamponie dodając dosłownie płaską łyżeczkę szamponu Babuszki Agafii (nr 1 na cedrowym propolisie). Wzbogaciłam tę miksturę jeszcze o kilka kropel olejku (w tym przypadku olejek macadamia z olejkiem różanym). Wstrząsnęłam, wymieszałam. 

Na włosy przed umyciem nałożyłam odbudowujący olejek Yves Rocher. Zgodnie z zaleceniami producenta trzymałam go na włosach 10 minut ( chociaż niedowierzam że olejki mają zadziałać tak błyskawicznie ), następnie dokładnie umyłam głowę otrzymanym rozmarynowo-laurowym szamponem. W wysuszone ręcznikiem włosy wtarłam dosłownie odrobinę odżywki Ziaja (Codzienna Pielęgnacja) a końcówki zabezpieczyłam serum silikonowym wymieszanym z olejkiem arganowym. Efekty? Jestem na tyle zadowolona, że zdecydowałam się Wam nimi pochwalić:



Jak widzicie baby hair to jedna z moich bolączek,
zwłaszcza jeśli wysuszę włosy suszarką
Po koczku było już o wiele lepiej :) 

Po delikatnym rozczesaniu 

Moje włosy są dosyć niesforne. W dodatku mam "słabe geny"- włosy są cienkie, łatwo wypadają, są wysokoporowate i niezbyt gęste. Prawdziwy kryzys przeżywały w momencie, kiedy moje hormony szalały przez niezdiagnozowaną niedoczynność tarczycy. Od prawie roku (i drastycznego skrócenia o ok. 40 cm) zaczęłam o nie naprawdę dbać (jak wyglądały wcześniej, dowiecie się zapewne niebawem...). Przyznaję, że niedawno laminowałam włosy żelatyną. Jednak efekty rozmarynu i lauru widać: włosy są bardziej odbite od nasady (a u mnie zawsze przyklap...), są niesamowicie miękkie i o wiele bardziej podatne na układanie niż zwykle.

Wklejam Wam również użyte kosmetyki:

Oleje i olejki:

Yves Rocher, Olejek odbudowujący do włosów

Elfa, Vis Plantis, Olejek różany do twarzy, szyi i dekoltu z olejkiem macadamia 


100% organiczny olejek arganowy 


Szampon: 


Receptury Babuszki Agafii, Tradycyjny Syberyjski Szampon nr 1 na cedrowym propolisie


Odżywka i serum:


Ziaja, Codzienna Pielęgnacja, odżywka bez spłukiwania (niebieska z olejkiem jojoba)


Serum silikonowe- Marion, Olejki orientalne- odżywienie włosów (różowy)